niedziela, 10 stycznia 2016

Tylko się zdaje... Czy chcę żyć?

     Każdy myśli, że jestem szczęśliwy z tego, iż dostałem szansę na nowe życie. Tak naprawdę nie wiem co mam robić. Jak zacząć nowe życie? Po co mi nowy komputer i numer skoro nie mam do kogo napisać? Kiedyś myślałem, że posiadanie uczyni mnie szczęśliwszym, lecz tylko to mnie gubi.Na twarzy uśmiech i radość, zaś w sercu zagubienie i liczne rozterki.
     Chciałbym mieć rodzinę z którą mógłbym porozmawiać, chciałbym mieć kogoś, komu mogę powierzyć wszystko o sobie. Kogoś kto mi zaufa i pomoże w najtrudniejszych chwilach.Nie mam oparcia w mojej rodzinie. Ojciec jest zabiegany aby wszystko ogarnąć, mama całymi dniami ogląda filmy, czyta książki albo śpi. Nigdy nikt dla mnie nie ma czasu. Jak staram się zadzwonić do rodzeństwa to słyszę tylko: "Nie mam czasu", "Uczę się", "Jestem zmęczony, dopiero wróciłem z pracy", "Jestem ze znajomymi, nie mogę rozmawiać". 
     Można by powiedzieć, że mam już za sobą najgorsze okresy mojego życia. Niestety one powracają. Wspomnienia, smutki oraz liczne rozczarowania. Poranione ręce, wielokrotnie złamane serce oraz nieuleczona duma. Wszystko to powraca. Nic nigdy nie zostanie zapomniane.
     Samotnie dokończyłem śniadanie, a potem poszedłem do siebie do pokoju rozpakować zabrane rzeczy. Nie miałem już nastroju, aby cieszyć się nowym komputerem. Chciałem tylko jak najszybciej rozwiać smutne myśli i zająć się czymkolwiek. Puściłem sobie muzykę z telefonu, ona zawsze mi pomaga w trudnych chwilach. Jak zawsze skończyło się to przejrzeniem wszystkich stron na Facebook'u. Znalazłem ogłoszenie o letniej szkole w Nowym Jorku. Moja przyszła szkoła wysłała mi kilka ulotek. Nie byłoby to chyba złym pomysłem aby przyzwyczaić się do nowego otoczenia, poznając kilku nowych ludzi? Przecież mało kto chodzi w lato do szkoły. Umiarkowane poznawanie ludzi, nie brzmi tak strasznie jak poznawanie nowej klasy a dnia na dzień.
     Ten dzień nie będzie chyba tak piękny jak sobie go wyobrażałem. Bardzo szybko potrafię przejść ze stanu wesołego w ponury. Kiedyś chciałem mieć prawdziwe problemy, aby nie męczyć się tymi mniejszymi. Paradoksalnie ciężkie problemy mniej wyniszczają człowieka niż te błahe.
     Chciałbym doznać czegoś niesamowitego w moim życiu.
     Może miłości? Prawdziwej przyjaźni? 
     Chciałbym być po prostu kimś dla kogoś. Kimś kto będzie tej osobie potrzebny. Kimś kto przyniesie wsparcie oraz sam będzie wspierany. Czy tak dużo chcę od życia?

sobota, 9 stycznia 2016

W pogoni za... No za czym?

     Obudził mnie przed południem przejeżdżający obok mojego nowego domu pociąg. Ostatni raz obudziłem się przed 5 rano i do tej pory spałem. Nie czułem się do końca wyspany, ale nie chciałem spędzić całego dnia w łóżku. Jestem przecież w Nowym Jorku! Nie mogę się doczekać aż gdzieś wyjdę, zobaczę okolicę a przede wszystkim nowy dom.
     Podniosłem głowę z ogromnej miękkiej poduszki i ujrzałem swój nowy pokój. Nie był duży ale też do małych nie należał. W nocy myślałem że mam jedno okno a tak naprawdę mam dwa, jedno było po prostu dobrze zasłonięte. Wstałem z łóżka i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Duże dwuosobowe łóżko z granatową pościelą w śmieszne kocie głowy. Nad łóżkiem po obu stronach nad szafkami mocnymi wiszą złote kinkiety, takie w starym stylu, przypominające dwie świece. Trzy ściany są koloru zielonego, a jedna przy łóżku czarna. Po lewej stronie od łóżka znajduje się wejście do pokoju, a nad drzwiami czerwony napis EXIT. Po prawej stronie obok szafki nocnej znajduje się niewysoka półka na książki, a tuż obok niej wzdłuż przeciwnej ściany duże okno ze schodami przeciwpożarowymi. Centralnie na przeciw łóżka mam białe biurko, tablicę korkową, Ogromną szafę, która za miast drzwi ma lustra. Po lewej stronie biurka mam czarny fotel w białe plamki oraz dużą złotą lampę, w podobnej stylistyce co kinkiety. Przypomina mi ona nadziane na trójząb świece. Tuż nad awangardowym fotelem jest drugie okno, zasłonięte czarną roletą. Wszystkie drewniane meble są białe, łóżko czarne, fotel biurowy przy biurku jest bezowy.
     Idąc do drzwi zauważyłem, że do łóżka przyłączona jest mała sofa, na której leży spore pudełko a na nim list. Przez chwile się zastanawiałem czy widziałem to wczoraj, ale zdaje mi się, że ktoś musiał mi to przynieść z samego rana. W białej kopercie znalazłem bilecik, a na nim pisało:
 "Mam nadzieje, że ci się spodoba i będzie kompatybilne z twoim iPhone'm. Twój nowy numer jest opłacony na dwa lata w przód. Miłego korzystania. Wuj Erl."
     Rozdarłem czerwony papier i otworzyłem pudełko. W środku był nowy MacBook Pro oraz w kolejnej kopercie 100$ oraz nowa karta sim do mojego telefonu. Wow! Mam w końcu swój własny komputer. Położyłem go na biurku i poszedłem obejrzeć resztę domu.
    Naprzeciwko moich drzwi jest duża łazienka, a w niej czerwone kafelki, zaś czarne na podłodze. Duża wanna z hydromasażem, kibel, bidet, umywalka oraz kabina. Półki na których leżą śnieżnobiałe ręczniki, szlafroki z 6 rożnych kolorach, oraz rozmaite sole, płyny, szampony oraz leki...? Dziwne aby trzymać w łazience leki. W starym domu leki trzymaliśmy w kuchni. Dziwny zwyczaj amerykanów.
    Wychodząc z łazienki jest duży hol. Po lewej stronie nie ma już nic tylko duże okno z widokiem na ruchliwą ulice, zaś po prawej stronie dalsza część domu. Obok łazienki jest pokój gościnny podobnie umeblowany jak mój tylko bez biurka i w innej kolorystyce. Na przeciw drugiej łazienki jest pokój rodziców nie wiele większy od mojego z własną łazienką. Na końcu korytarza jest salon połączony ze ścianą pełną półek i szaf. Obok kuchnia i jadalnia oddzielone pół ścianką. Nad nią wiszą różne rośliny, a przeważają pelargonie.
    W poprzednim domu nie mieliśmy żadnych kwiatów, ponieważ tata nie umie się nimi zajmować, a mama nie miała na nie siły, więc całkowicie zrezygnowaliśmy z nich.Dom wydaje się większy od poprzedniego o dwa pomieszczenia. Dom pachnie nowością. Wszystko jest nowe, czyste i niezapełnione rzeczami, które ze sobą zabraliśmy. Najważniejsze zabraliśmy, a mniej ważne takie jak ubrania czy książki nadaliśmy przed wylotem pocztą.
     W kuchni spotkałem tatę robiącego jajecznicę. Przy dwuosobowym stole w kuchni siedział jakiś facet. Przedstawił się i poznałem, że jest to mój wuj. Podziękowałem mu za prezent a on tylko się uśmiechną. Chyba jest mało rozmowny. Usiadłem do stołu w jadalni i zjadłem śniadanie konfigurując telefon. Zauważyłem, że w jadalni stoi router, a na jego spodzie znalazłem hasło do internetu. To dobrze, już po śniadaniu będę mógł skonfigurować swój nowy komputer. A potem obejrzę okolicę. Ciekawe czy gdzieś tu w pobliżu jest jakaś siłownia? Może bym choć raz w życiu ją odwiedził? Przydałoby mi się.

piątek, 8 stycznia 2016

Nocne demony.

     Noc wyzwala w każdym dziwne uczucia, we mnie wtedy budzą się demony. Bolesne wspomnienia powracają mocnymi falami. Nie sposób przed nimi uciec. Nic co się zdarzyło nie można przeżyć drugi raz, ale wspomnienia pozostają i mogą ponownie nas nawiedzać. Samotny człowiek ma bardzo okrojony sposób myślenia, popada szybko w różne paranoje oraz kompleksy. Ktoś kto przed wiekiem dorastania miał przyjaciół, a w tym trudnym czasie ich stracił, nie umie żyć bez towarzystwa. Lecz czy towarzystwo chce go? Czy chce kogoś kto pragnie ich bardziej, niż oni cokolwiek na świecie?
         Dolecieliśmy do Nowego Jorku tuż przed północą. Miasto nocą jest niezwykłe, pełne świateł, przepięknych alei, a wszystko jest takie inne. Nowe. Świeże. Zachęcające do zgłębienia. Takie widoki oglądałem tylko w zagranicznych filmach, uwięziony w małym miasteczku mogłem sobie tylko wyobrażać te obrazu. A teraz? Wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Szkoda, że nie mam komu opowiedzieć o tych wspaniałych widokach.
         Podróże są bardzo wyczerpujące. Zmiana stref czasowych daje nam trochę w kość. Okolica na której mamy zamieszkać przypomina tę na której Mous z Step Up tańczył z Kamile. Nie wiem jak innym się zdaje ale takie wysokie schody mają coś w sobie. Coś co nadaje charakter takim miejscom jak to. Budynek w którym mieszkamy zdaje się być monumentalny, lecz mury budowli są bardzo grube, przez co zimą budynek nie potrzebuje dodatkowego ocieplania. Praktyczne i oszczędne.
         Weszliśmy do domu, wszędzie było ciemno, światło nie działało bo dopiero w południe mają włączyć prąd. Zmęczeni dotarliśmy do swoich pokoi. Wujek zatrudnił dekoratora wnętrz, aby jakoś urządził dom. Nie miałem sił aby obejrzeć jak wygląda mój nowy pokój, szybko padłem na ogromne miękkie łóżko i po chwili zasnąłem.
        Przyśniła mi się stara szkoła, wszyscy znajomi, którzy wytykali mnie palcami oraz spoglądali na mnie z dziwnymi minami. Zawsze zastanawiało mnie jaki jestem w najskrytszym myślach innych ludzi. Co oni o mnie tak naprawdę myślą. Dlaczego jak idę ulucą ludzie spoglądają na mnie jak na dziwoląga. Nie jestem ani przystojny ani brzydki. Więc dlaczego oni mi to robili? Co ja im takiego zrobiłem? Powiedzcie mi!
        Co chwile się budziłem nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do spania. Przez okno na przeciwko drzwi wpadało światło, które dawało mi znać, że jest jeszcze przed 3. Głupie i bezsensowne sny co chwila mnie wybudzały. Nie chciałem spędzić pierwszego dnia w nowym domu śpiąc i przymulając cały czas. Starałem się myśleć o miłych chwilach spędzonych z rodziną, lecz i tak kończyło się to wspomnieniem gorszych czasów.

czwartek, 7 stycznia 2016

Nowe życie?


     Wiele razy próbowałem nie myśleć o tym co robię. Zawsze pragnąłem dorosnąć i przeprowadzić się do Londynu. Wszystko się zmienia, a nic nie pozostaje w naszym życiu stałe. Coś odchodzi, coś przychodzi. Zmiany na każdym kroku.
     Miesiąc temu tata starał się o wizę do USA, aby odwiedzić samotnego i chorego na raka kuzyna. Złożył papiery i wszystko szło dobrze, a nawet za dobrze. Kolega który razem z nim przystępował po wizę, namówił go aby wziąć udział w losowaniu obywatelstwa. Podobno takie coś zdarza się raz na 10 lat. Tata pomyślał: "A co mi tam". Wrzucił swój formularz. Po tygodniu przyszło zawiadomienie o wygranej. Wygraliśmy możliwość przeniesienia się do Nowego Jorku na stałe oraz darmowe przystąpienie do testu na obywatelstwo. To był jakiś obłęd!
     Wczoraj dostaliśmy wyniki testów. Każdy zdał. Rodzice byli bezrobotni więc przeprowadzka nie była dla nich problemem. Nic nas w Polsce nie trzymało, poza moimi siostrami bliźniaczkami. Postanowiły, że dokończą studia w kraju, a za dwa lata do nas dołączą w Nowym Jorku. Bajka. Jutro wylot. Zaczynam nowe życie. Nowa szkoła. Coś o czym marzę. 
     Stare życie nie było niczym przywiązującym. Ciągłe spóźnienia na lekcje, docinki innych uczniów, słabe oceny oraz "szkolny podział na klasy społeczne". Tam sportowcy, bogate dzieciaki, dzieci nauczycieli, ci inteligentni oraz zwykli szarzy ludzie jak ja. Zwykłe, mało interesujące życie nastolatka. Dno. Samotność. Muł i wodorosty.
     Nie mam hobby, przyjaciół a nawet komputera, gdzie paradoksalnie już 10 latki mają full wypas sprzęt: komputer, telefon oraz jakiś inny bardzo drogi gadżet. Aż mnie skręca z zazdrości. Do tej pory żyliśmy ze spadku po rodzicach taty, którzy zginęli w wypadku samochodowym. Spokojnie wystarczało na życie, ale choroba mamy pochłonęła większość spadku. Mama po licznych operacjach leżała w domu, tata opiekował się wszystkim i tak żyliśmy w niewielkim domku. Dwoje braci ożeniło się, jeden mieszka w Londynie a drugi w Rzymie, natomiast obie siostry studiują na AKP w Warszawie. Każdy z nich ma w sobie coś, ja mam tylko zdolność do popadania kłopoty albo nieciekawe sytuacje. Każdy ma głowę do nauki oraz wiele talentów, a ja? Umiem tylko teksty piosenek oraz znam dużo ciekawych filmów i książek. 
  Mam ogromną nadzieje na poznanie jakiegoś przyjaciela w nowym mieście. Co roku mam takie nadzieje. Niestety nie wiem czy ktoś chce poznać mnie i mieć mnie za swojego przyjaciela. Jestem tak zwyczajny, że nie mam w sobie nic interesującego.
     Jedna wielka niewiadoma. Muszę się spakować. Zawsze muszę wszystko zostawić na ostatnią chwilę, a później zapominam połowę rzeczy. Cały ja.
     Siedzę na łóżku i wpatruję się na okno. Odgłosy ulicy czasem mnie uspokajają. Jabłkowa świeca pali się na biurku, a cały pokój pachnie syntetycznym owocem. W nowym domu będę miał własny pokój, po wyprowadzeniu się rodzeństwa rodzice zdecydowali aby sprzedać ogromy dom i zamieszkać w bloku, z jednym pokojem. Oczywiście jedyną sypialnie zajęli rodzice, bo mama przecież nie będzie spała w salonie z kroplówką.
     Kuzyn załatwił nam nowy tani dom na Brooklynie. Stary magazyn przerobiony na nowoczesny dom w niskiej cenie. Tata za sprzedaż starego domu wykupił całe trzecie piętro tylko dla nas. Ma trzy sypialnie, dwie łazienki, salon, kuchnie, jadalnie oraz coś na kształt garderoby, ale przypomina to raczej korytarz pełen półek i drążków na wieszaki. Zamieszka z nami kuzyn taty, aby nie był sam. Nie jest biedny, więc dorzucił się do wykupu mieszkania, przez co stać nas na taką szybką przeprowadzkę.
     Wszystko będzie tam nowe, język, dom, szkoła, ludzie, jedzenie oraz kultura. Za tydzień jest zakończenie roku szkolnego. Zakończę pierwszą klasę liceum ze średnią 3,5. Rodzice nie są zadowoleni. Ja w prawdzie też, bo gdy się tylko dowiedziałem, że się przeprowadzamy przestałem poprawiać oceny. Zawaliłem kilka ważnych sprawdzianów, ale i tak już mi się to nie przyda. W NY zacznę nowe życie, zacznę się uczyć i może znajdę coś co chcę robić w przyszłości.
     Jak na razie to wszystko jest jedną niewiadomą. Już jutro nowe życie...?

Początek.

Zawsze chciałem napisać jakieś opowiadania.
Nie wiem czy mogę nazywać to co będzie powstawało fanfiction...
Nigdy nie czytałem żadnego ff...
ale mniej więcej wiem o co w tym chodzi, więc może jakoś mi się uda was zaciekawić i nie rozczarować.
Nie jestem stałym blogerem.
Pisze kiedy mam ochotę, natchnienie lub wenę.
Ewentualnie doła, wiec posty czasem mogą być dołujące.
Życie.
Miłego czytania.